Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/192

Ta strona została uwierzytelniona.
Dymitr rzucając mu się na szyję.

— Jam zabył w radości —
Odmówiłeś nagrody — tyleś miał litości!
Tyle cnoty, w ubogim. Tam dawniéj na świecie,
Nie znalazłem przyjaźni, cnoty nie widziałem —
Teraz kiedy mnie nędza i nieszczęście gniecie. —
Wierność w kobiécie, cnotę, w nędzarzu poznałem.
Nie! — Jeżeli chcesz złota — masz go —

(wyjmuje worek i rzuca na podłogę)

lecz na Boga,
Twoja ofiara, cnota twoja tak jest droga,
Że i złoto i wdzięczność nigdy nie opłacą,
Lecz Bóg ci to nagrodzi —


Grabarz.

Dziękujesz mi? — za co??
Za to, żem nie chciał podle za bliźniego życie,
Wziąść pieniędzy? — Wy bardzo źli tam być musicie,
Gdy was dobry uczynek tak nadzwyczaj dziwi.


Dymitr.

Źli jesteśmy! to prawda, źli i nieszczęśliwi.
Bóg posadził wysoko, osypał darami,
Ale nam dał cień szczęścia, wam szczęście zostawił,
Rozumny kto złotemi nie chce płakać łzami,
Lecz teraz jam wam równy — jam niższy o wiele —
Śmierć wisi mi nad karkiem, przekleństwo nad duszą —
Gdzież ona?