Bez ciebie zdało mi się że nie było świata,
Bo kogoż na nim miałam prócz jednego ciebie?
Zostawały mi jeszcze długie cierpień lata,
Nimbyśmy się tam Kniaziu zeszli może w niebie —
W niebie Mołnia? I tambyś próżno mnie szukała,
Nie! ja i tam nie będę, przeklęty na ziemi,
W resztach życia ostatnia nadzieja została —
Tu tylko jeszcze chwilę będę z cnotliwemi —
A ty Mołnia, ty zemną nie pójdziesz do piekła.
Pójdę! o! i tam pójdę — I cóż mi po niebie
Tam wszyscy nieznajomi, tam nie będzie ciebie —
I stamtądbym za tobą, stamtądbym uciekła.
A żona Kniaziu — którą ukochałeś tyle,
Odepchnęła cię przecie, ja choć opuszczona,
Nie przyszłam twego szczęścia z nią zatruwać chwile,
Przyszłam gdy odepchnęli druhowie i żona. —
Jeżeli zginiesz Kniaziu, nie zginiesz bezemnie.
Lecz jakżeś tu trafiła? — ukryty tajemnie,
Myślałem że nikt o mnie nie wie oprócz Boga —
Mów, może uciec trzeba?