Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.

Bez ciebie zdało mi się że nie było świata,
Bo kogoż na nim miałam prócz jednego ciebie?
Zostawały mi jeszcze długie cierpień lata,
Nimbyśmy się tam Kniaziu zeszli może w niebie —


Dymitr.

W niebie Mołnia? I tambyś próżno mnie szukała,
Nie! ja i tam nie będę, przeklęty na ziemi,
W resztach życia ostatnia nadzieja została —
Tu tylko jeszcze chwilę będę z cnotliwemi —
A ty Mołnia, ty zemną nie pójdziesz do piekła.


Mołnia rzucając się ku niemu.

Pójdę! o! i tam pójdę — I cóż mi po niebie
Tam wszyscy nieznajomi, tam nie będzie ciebie —
I stamtądbym za tobą, stamtądbym uciekła.
A żona Kniaziu — którą ukochałeś tyle,
Odepchnęła cię przecie, ja choć opuszczona,
Nie przyszłam twego szczęścia z nią zatruwać chwile,
Przyszłam gdy odepchnęli druhowie i żona. —
Jeżeli zginiesz Kniaziu, nie zginiesz bezemnie.


Dymitr.

Lecz jakżeś tu trafiła? — ukryty tajemnie,
Myślałem że nikt o mnie nie wie oprócz Boga —
Mów, może uciec trzeba?