Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/199

Ta strona została uwierzytelniona.

Tamten co miał cię wydać; szedł. Gdyby do piekła,
W rospaczy za zbrodniarzem byłabym się wlekła.
Szłam za nim całém miastem, a gdy wszedł do domu
U wrót zakryta drzewem, stałam pokryjomu.
A wieczór już się zbliżał. Wyszedł — szłam stroskana,
Szłam aż tutaj tajemnie — cicho — i za drzwiami,
Podsłuchałam wszystkiego, padłam na kolana!

(do Grabarza)

Ty nieznajomy — iitość jeszcześ miał nad nami —
Dzięki ci i za niego i za siebie — Boże!
Nagrodź mu, jeśli cnota nagrodzić się może —


Grabarz.

Nie powinnaś się dziwić, tyś jak ja ubogą,
Tyś poczciwa i wierna — Ci się dziwić mogą,
Co tam wysoko siedząc cnoty nie widzieli.
Lecz słuchaj — to nie wszystko. Kasper mi nie wierzy
On prosto stąd do zbójców wydać was pobieży,
Za chwilę będziem może na karku ich mieli —
Trzeba się skryć — on wyda —


Mołnia z uśmiechem

Jego się nie boję —


Dymitr.

Skryć się! tak skryć — na Boga — prędzéj —