I ty słabą, drżącą twoją dłonią,
Mogłaś, śmiałaś do piersi, śmierci raz wymierzyć,
I umiałaś zabójczą w serce godzić bronią.
I mogłaś bez wzdrygnienia, bez żalu uderzyć?
Łzamibym może życia swojego broniła,
Miecz wybiegłby mi z ręki, nimby uwiązł w łonie,
Ale ty nie wiesz Kniaziu — o! w twojéj obronie,
Na sto morderstw, stu ludzi przyszłaby mi siła.
Lecz zabójstwo przed Bogiem,
O! wy mnie nie znacie,
Nad niczémbym się jednéj nie wahała chwili,
Nie płakałabym nawet po nieba utracie,
Gdybyśmy, ach! gdydyśmy razem tylko byli —
Zabiłam — Jednym więcéj, jednym mniéj na świecie,
Zszedł bez łez — płakać po nim nikt nié ma ochoty —
Żona zmarła —
W pieluchach zostało mu dziecię —
Dziécię! — biédne! żałuję dziecięcia sieroty!
Samo jedne na świecie — nie ma nawet matki!