Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.
Dymitr.

Ja!


Mołnia.

Nie Kniaziu, ja widzę tę myśl zasępioną.
Jak się snuje po czole, jak się w duszę wpiła.
Tobie strach śmierci — ty żałujesz domu —
Tyś tam wiele zostawił — jam co porzuciła?
Nic — nic — łzy i westchnienia nie ma posłać komu,
Z tobą, czy tam czy tutaj w każdéj dla mnie stronie,
Ojczyzna w twym uścisku, dom na twojém łonie!
Lecz północ może bliska — a trup na mnie czeka,
Trzeba go oddać ziemi, odebrawszy światu —


Grabarz.

Pójdę!


Mołnia.

Nie znajdziesz —


Grabarz.

Gdzież jest?


Mołnia.

Drożyna daleka,
Na prawo idzie w smętarz, śród krzewów i kwiatu,
Krzyż czarny, wielki, stoi strażnikiem na grobie,
Na lewo głaz ogromny — jodły koło niego,
Wśród jodeł jedna brzoza smutna stoi sobie,