Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/220

Ta strona została uwierzytelniona.

W którym, goniąc za tobą po szerokim świecie,
Płacząc żeś może jeszcze daleki — daleki —
Nagle — znalazłam ciebie — odzyskałam przecie!

(rzuca się ku niemu)
Dymitr.

Lecz późno — Jutro rano wyruszyć stąd trzeba,
Odpocznij, ja, nim Grabarz powróci, zaczekam,
Nadtom już mu zjadł krwawo nabytego chleba,
Jutro wynijść stąd muszę — i tak długo zwlekam.
Dłużéj być tu nie można — tu Zborowski gości,
Mojéj głowy wygląda i szpiegów rozsyła,
Nędznéj mi reszty życia strutego zazdrości —
Trzeba uciekać jutro —


Mołnia.

Jabym nie radziła —
Lepiéj niech cię tu szuka, wszak odkryć nie może,
Nie znalazłszy pojedzie — my wolni obawy,
Posuniemy się za nim — O! zlituj się Boże,
Mnie każ zabić, Dymitra zbaw Panie łaskawy!


Dymitr.

Nie — nie — Zostać się tutaj nie chcę i nie mogę,
Dziś Mołnia, gdyby nie ty, słabe dłonie twoje;
Jużbym stąd poszedł, w dłuższą na drugi świat drogę,
Nie — tu mnie odkryć mogą — Nie próżno się boję.