Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/226

Ta strona została uwierzytelniona.

Zabić! okropne wspomnienie!
Zabić, kiedy mi Pan Bóg kazał dawać życie? —
Krew ta jak kamień spadła mi na duszę —
Rozprysnęła mi myśli i szczęście rozbiła —
Ja musiałam go zabić i dręczyć się muszę —
I będę moję zbrodnię do śmierci nosiła!

(myśli)

Tak — ale możnaż zbrodnią nazywać tę zbrodnię?
Nie — Dymitr byłby zginął — on przed wszystkiém u mnie,
Cóżby łzy poradziły wylane niegodnie,
I jęki ust kobiecych? — Płakać nie rozumnie
Jęczyć jést wstydem, kiedy miecz drży w dłoni —
Zabić i skończyć — zabić, zamordować! —
Umarły żywych po świecie nie goni.
Z nim tajemnica w grób się musi schować.
Z nim wszystko idzie — złe i dobre czyny,
Lecz po nim — Biedna siérota została!
Dziécię w kolebce bez grzechu, bez winy —

(myśli)

I na cóż dziécka żałowaćbym miała?
Bóg co tysiące ptasząt żywi na téj ziemi,
Którego równe wszystkim oczy i opieka,
Bóg co nie wzgardził zwierzęty wszystkiemi,
Możeż się wyrzec, opuścić człowieka?
Ale Bóg karze! —

(milczy)