Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/232

Ta strona została uwierzytelniona.

Pójdziem tak skrycie — nigdy nie wyśledzi,
A nim pójdziem — dziś jeszcze ja go zabić mogę.


Zborowski.

Ty?? ty??


Mołnia.

Ja miły panie — Stawię życie swoje,
Mogę umrzeć, lecz zabić mogę też wzajemnie.
Jego śmierć albo moja — O! ja się nie boję!
Jutro nad rankiem wkradnę się tajemnie —
I — (pokazuje pistolet).


Zborowski.

Zostaw to mężczyznom — tyś słaba kobiéta,
Ręka zadrży, pobledniesz, on groźnie zapyta,
Wydasz się — bez potrzeby zginiesz tylko może.


Mołnia.

Wolno wam szydzić ze mnie, bo wy mnie nie znacie
Ale ja nie kobiecym głosem tylko grożę,
Ja tu serce mam męzkie, w męzkiéj skryte szacie —
A dłoń moja tak wprawna, silna wyćwiczona;
Nie zadrży gdyby konał, nie zadrży jak skona!


Zborowski.

Tyś szatan nie kobiéta!


Mołnia.

Tak! szatan dla wroga!
Lecz dla niego być pragnę więcéj niż aniołem.