Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/237

Ta strona została uwierzytelniona.
Zborowski.

Tak! ale insi ludzie, mieszczanie, sąsiady —
Dymitr nie jest tu pewnym — o! niechaj ucieka,
Nie zna on Zborowskiego —


Mołnia.

Więc Zborowski zginie!


Zborowski.

Nie tak łatwo!


Mołnia.

Najłatwiéj! droga niedaleka
Kilka kroków przez miasto i w rannéj godzinie,
Nim się ze snu przeciągnie i otworzy oczy,
Z jednego snu na drugi piorunem przeskoczy.


Zborowski.

Ja ci tego nie radzę, to nad twoje siły,
Straże w koło —


Mołnia uśmiechając się.

Kobiétę wszakżeby puściły.


Zborowski.

Zapewne — ale z bronią nie chodzi kobiéta?


Mołnia.

Z bronią? — brońby tu była na sercu ukryta,
I któżby się domyślił?