Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/238

Ta strona została uwierzytelniona.
Zborowski.

Tak.

(słychać szelest za sceną)
Mołnia bieży do drzwi.

Szelest taki?? (słucha)
Boże!


Zborowski.

To wiatr porusza smętarnemi krzaki —


Mołnia przy drzwiach.

Nie! ja ucho mam dobre — ktoś szedł — to stąpanie,


Zborowski.

O! tak ci się zdawało!


Mołnia.

Nie zdawało panie —
Jestem pewna (chwyta pistolet) i wy się miejcie w gotowości,
Jeżeli tu przyjść zechcą — dobrze przyjmiem gości.
Jak przystało zdradzonym — żelazem — ołowiem —


Zborowski.

Połóż broń, próżna bojaźń — któżby to był bowiem,
W mieście śpią — szedłem, światła pogaszone wszędzie —