matka nieboszczka Elżbieta wagi do niego nie przywiązywała.
Jak się to często zdarza, wziął może po pradziadach skłonność tę
Przemko, lub mu ją dała krew gorąca i fantazja młodzieńcza.
U niego wszystko co go otaczało, aż do najprostszej czeladzi, strojne być musiało. Konie też pobrzękiwały i połyskiwały, a na głowach ich kity sterczały i na piersiach chwostów było pełno i blaszek.
Cały orszak wielkopolskiego księcia połyskiwał i błyszczał. On sam żywo z konia skoczywszy, hełm zdjął i do stryja podszedł uniżenie, pokornie się kłaniając, a po rękach go całując.
Ten oburącz go chwycił za szyję i ściskał jak własne dziecko, a gdy Przemko głowę podniósł, z rozkoszą mu się przypatrywać począł.
— Szesnaście lat! Młokos! — zaśmiał się — a takie to już wybujałe, zmężniałe, jak gdyby miał dwadzieścia! Co ci tak pilno!
— Pewno! pewno, pilno mi, stryju kochany, pilno! — odparł Przemko wesoło — już bym w pole rad! Czas! Moi wszyscy w tych latach co ja, już się ucierali, a ja muszę z kapelanem czytać i w dziedzińcu do tarczy oszczepem ciskać, gdy mnie świerzbi dłoń użyć go na tych Sasów lub..
— O! będziesz tej zabawki dosyć jeszcze
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/023
Ta strona została uwierzytelniona.