Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/028

Ta strona została uwierzytelniona.

i chuchał nad tobą. Ty niewdzięczny dla pośpiechu i mnie się wyrzekasz!
Przemko aż pokląkł przed nim i ręce złożył.
Stary skłopotany, przysunął się ściskając go milczący. — Nie odpowiedział nic. Sprawa młodego zdawała się wygraną, ale słowo stanowcze wyrzeczone jeszcze nie było.
Wojewoda i kasztelan stali milczący spoglądając na księcia, który zadumał się i coś jak łzę otarł z oka.
— Ale boś ty mi jedyny! — rzekł powoli i łagodnie. — Strach mi o ciebie. Przy moim boku bezpieczniejszym byś był.
— My go też nie spuścimy z oka! — zawołał Janko czule. — Waszej Miłości potrzebny spoczynek... Choróbsko to na wyprawę, gdzie trzeba w polu na rosie spać, nie mając się gdzie ogrzać, a uznoić, a znużyć.. to najgorsze utrapienie! Z zimnicą w pole iść nie można, a w pole ciągnąć musiemy... Niechaj młody pan poprobuje!
— Niech probuje! — wstawił się Wojewoda Poznański.
Drudzy zdala stojący poczęli też mruczeć prosząc za nim.
Bolesław stał w niepewności, wahając się i raz jeszcze uścisnął chłopca.
— A! a! — mówił — ja bo na tej twej głowie wszystkie przyszłości złożyłem nadzieje! Śmieje