Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/036

Ta strona została uwierzytelniona.

miejsc obronnych, dopóki by nawała nie przeszła.
Młody książe z męztwem swem na popis wyjść nie mogąc, rozpaczał. Bolko wieść o tem odebrawszy, gońca nazad odprawił z krótkiem słowem.
— Nie chce się Brandeburczyk bić, kraj mu obrócić w perzynę, wykurzycie go z jamy!
Wieść tę odebrawszy stary odetchnął, mniej się już lękając o ukochanego synowca.
Łowy to już były i plądrowanie a nie wojna! Niebezpieczeństwo młodemu nie groziło.
W ciągu całej tej wiosennej wyprawy, co dni kilka przychodziły wieści, zawsze jedne, że Santockie niszczono i łupy brano ogromne. Odwet to był konieczny, ale nie bój, którego się lękał stary. Nim się skończyło uganianie, zimnica księcia Bolesława przeszła z cieplejszemi dniami, stary ozdrowiał, a że się o synowca nie lękał, i dobra myśl mu wróciła.
Nie upłynęło niedziel kilku, gdy przodownicy pędzący trzody i niewolnika, zjawili się w Kaliszu. Wojska wracały zwycięzkie.
Wojewoda Poznański ze swą częścią łupu wprost poszedł do domu, Kujawscy też. Przemko z Jankiem Kasztelanem kaliskim, jednego wieczora przybył na zamek.
Stał już u wrót książę Bolesław czekając na umiłowanego, który skoczył z konia witając go równie serdecznie.