Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/037

Ta strona została uwierzytelniona.

— Chwała Panu! powracasz cały! zwycięzko! odezwał się stary rozjaśniony i wesół. — Chwała Panu!
— A mnie zwycięztwa tego wstyd! — odpowiedział Przemko. — Mieliśmy do walczenia ze starcami i babami... — trzeba było tylko palić i niszczyć! Łupu jest dość, pociechy żadnej. — Gdybym nie uprosił Wojewody, abyśmy Soldyna dobywali koniecznie, żołnierza bym nie widział.
Twarz się Przemkowi zapalała, gdy mówił.
— O! około Soldyna mieliśmy co robić — ciągnął dalej. — Zameczek, prawda, nie zbyt warowny, ale załodze przyznać trzeba, iż się tęgo bronić umiała. Naszych też widzieć trzeba było gdy się na ściany drapali, bo inaczej, jak po drabinach nie bylibyśmy ich dostali...
Naspadało dużo, nazabijali wielu, ażeśmy ich przemogli, wdarliśmy się na gród i zburzyli do szczętu.
To mówiąc obrócił się za siebie, chcąc wskazać stryjowi niewolników niemieckich, których mu wiódł wraz z dowódzcą, — Bolesław zaś nie chciwy tego widoku, a młodego wychowańca pragnąc mieć co rychlej, pociągnął go z sobą do izby.
Tu posadziwszy przy sobie, sam wojak namiętny, badać go dopiero począł, ażeby zobaczyć co się w duszy młodego działo.
Pierwsze łowy, pierwsza wojna, pierwsza mi-