Książe nie odpowiadając na to, wyraził życzenie, aby ks. Tylon towarzyszył Przemkowi do Szczecina i baczne miał oko na wszystko.
Notarjus skłonił się pokornie, znaczącem odpowiadając tylko spojrzeniem. Szczodry stryj za podobne usługi zawsze się czemś wypłacał.
— Sposóbcież się do podróży rychło, — rzekł Bolesław zabierając się do wyjścia, — ja nie ruszę się ztąd, dopóki go nie wyprawię do Szczecina, gdzie nań już czekają. Przywiezie z sobą żonę — wszystko umówione, da Bóg, niemki zapomni...
Z wielką ufnością, że małżeństwo wszystkiemu zaradzi i lekceważeniem całéj téj sprawy, ks. Tylon ręką zamachnął.
— Słomiane to ognie! — zamruczał. — W młodości łatwo się one zapalają, ale i gasną prędko... Caro infirma — cielsko słabe...
Pokłonił się.
— Sposóbcież siebie i jego do podróży.. — zakończył książe wychodząc.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/050
Ta strona została uwierzytelniona.