Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/052

Ta strona została uwierzytelniona.

dziecko, do którego on był przywiązany bardzo, zastępowało mu syna.
Umiłowana, pieszczona, swawolna i zuchwała Saksonka, była na wpół dzieckiem, pół mężczyzną.
Najulubieńszą jej zabawką, było strzelanie z łuku, ciskanie oszczepkami do celu. Krew przelana, nie czyniła jej wcale wstrętu, na śmierć patrzała nieraz z blizka, obojętnie lub ciekawie. Konia dosiąść umiała jak chłopiec, i wszystkie zabawy męzkie lepiej jej smakowały, niż dziewczęce.
Mimo tego obyczaju germańskiego, wyrosła delikatną, piękną jak żadna z rówieśnic, a na zamku w Soldynie, kochali ją wszyscy bałwochwalczo. Średniego wzrostu, silna, gibka, z włosem jasnym, czarnemi oczyma, biała i rumiana, miała twarzyczkę dumną dziecka rycerskiego, nie lękała się nikogo i niczego.
W czasie oblężenia walczyła zajadle obok ojca, a gdy ją biorący w niewolę zmogli, kąsała ręce tym, co ją wiązali.
Piękność i młodość ocaliły ją od śmierci.
Przemko, który nadbiegł gdy ją wiązano, zobaczywszy dziewczę, cały rozpłomieniał dla niej i ze wszystkich zdobyczy jedną ją sobie zachował. Usłużni dworacy ukryli ją przed oczyma Wojewody i Kasztelana. Płaczącą i buntującą się zawieziono do Poznania, a Przemko rychło jakoś potrafił dziewczę uspokoić i pozyskać sobie.