Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/054

Ta strona została uwierzytelniona.

stał się później szałem. Niemka była zazdrosną, Przemko szczęśliwy z tego, nawet gdy go za włosy targała. Pod różnemi pozory raz wraz dobiegał do niej a przesiadywał póki go niemal gwałtem nie wyciągnięto.
Mina, choć jej potajemnie dawano środki do ucieczki, nie myślała z tego korzystać.
Wśród tego szczęśliwego upojenia obojga, gdy nic nie zdawało się im zagrażać, książe Bolesław przybył ze swatami — z rozkazem, któremu opierać się nie było podobna.
Opiekun miał władzę i powagę ojcowską.
Dworacy natychmiast o wszystkiem Minie donieśli.
Przemko we dnie przychodzić do niej nie mógł, bo stryj miał nań oko, nocami wykradał się tylko.
Gdy trzeciego dnia po przyjeździe Bolesława przybiegł do niej, przywitała go dzikim, złośliwym śmiechem.
— Cóż to? żenić chce was ten poganin Kaliski! ten stary! — zawołała. — Ja tu drugiej nie zniosę, a biada tej co mi się poważy...
Zacisnęła ręce. Przemko objął ją i ucałował, usta zamykając pocałunkami.
— Ty zawsze u mnie będziesz jedyna.
— Coś to ty, niewolnik stryja? nie pan sobie? co on ci tu ma do rozkazywania?
— Był mi ojcem...