Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/058

Ta strona została uwierzytelniona.

Przemko obu ich dosyć lubił, oni też doń przywiązani byli, ale za pochlebców i zauszników mu nie służyli, bo Zaręba śmiało i rzeźko w oczy panu mówił prawdę.
Traf chciał, że ich obu książe Bolesław dla dobrego rodu i dla rycerskiej powierzchowności do orszaku synowca naznaczył. Wybierali się wesoło, dość radzi, że zobaczą nowy dwór i trochę świata.
Wiedzieli oni oba o niemce, ale do tych pokątnych miłostek księciu nie posługiwali.
Zaręba z nich złego coś wróżył księciu, za co ten gniewny milczeć mu kazał.
Nie sądzili aby się to przedłużać mogło, i, jak się to najczęściej działo, myśleli że niemkę za mąż wydadzą wyposażoną za którego dworaka a książe o niej przy żonie zapomni.
Książe Bolesław w Poznaniu dosiedział aż do wyjazdu synowca. Nie dowierzał mu, nie ruszył się więc aż go nie zobaczył wyciągającego z całym dworem. Goniec wyprawiony poprzedzał go do Szczecina.
Nazajutrz dopiero, mszy świętej wysłuchawszy w zamkowym kościele, książe kaliski do domu zawrócił, a wielki ciężar spadł mu z serca.
Przemko wyjechał smutny i gniewny, myśląc ciągle o Minie, którą rozpaczającą porzucił, a gdy mu się przy pożegnaniu uwiesiła na szyi, ledwie się zdołał wyrwać od niej.