Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/063

Ta strona została uwierzytelniona.

Rączki bielutkie, które przyciskała do piersi, małe były jak u dzieciny. Zarębie się zdało, że łzy w oczkach miała.
Później się u ludzi rozpytując, przekonał się, iż nie kto inny była tylko Lukierda, dla Przemka przeznaczona.
A że, oprócz niego nikt nie dopatrzył księżniczki, Zaręba pospieszył z tem do pana, aby go urodą jej pocieszyć, opisując jak wielkiej piękności i młodziutką mieli dostać panią, nad którą jak żyw śliczniejszej nie widział.
Przemko słuchał, ale mało go to zdawało się obchodzić — choć drudzy wszyscy, ciekawi cisnęli się dopytując i ciesząc.
— Bóg mnie skarz, — mówił Michno, — jeżelim ja kiedy drugą taką, albo do niej podobną widział niewiastę. W kościele na obrazie, który ksiądz Teodoryk przywiózł z włoskiej z emi[1], jeden anioł grający podobny trochę do niej, aleć żywa piękniejsza od niego. Młodo tylko i bardzo dziecinnie wygląda, a no i nasz pan nie stary, więc para będzie dobrana.
Włos długi złocisty, jak płaszcz ją okrywał, puszczony po ramionach... twarzyczka biała jak kość słoniowa, oczy niebieskie jak bławatki, a oblicze jakby do śpiewu i modlitwy stworzone.

Drudzy dworzanie prychali śmiejąc się z Zaręby, iż w niej prawie rozmiłowany był, na co on odpowiedział, broniąc się, że juści świętych

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – ziemi.