Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/065

Ta strona została uwierzytelniona.

knym się wydawał.. Wojewoda z pociechą i dumą widział, że tu się nikt z nim równać nie mógł. —
Nastąpiły przemówienia, na które ze strony Barwina odpowiadano starodawnemi mowy obrzędowemi, jakie przy swadźbach od wieków były w użyciu.
Gdy się ta wymiana pytań i odpowiedzi skończyła, dopiero na dany przez starca znak, rodzona ciotka panny młodej, z wielkim orszakiem postrojonych niewiast wprowadziła do izby księżniczkę.
Taką się ona teraz wydała wszystkim, jaką ją opisywał Zaręba. Strwożoną wielce i zaledwie iść mogącą, ciotka musiała i drużki podtrzymywać. Szła bielusieńka jak lilja, drząca, chwiejąc się i gdy do nóg dziada przypadła, prawie omdlałą podnosić z ziemi musiano.
Godzili się wszyscy, iż cudnie była piękną, ale jakąś urodą, której człek tknąć się nie czuł godzien.
Czy ją trwoga tej godziny życia, co o życiu całem wyrokowała, ogarnęła, czy żal po dziadowskim domu — ale siły całkiem postradała, aż ją otrzeźwić musiano.., i wieść, bo nie wiedziała co się z nią działo...
Przemko też nie wiele przytomniejszym był. Gdy ich potem oboje jako narzeczonych u stołu posadzono obok siebie, słowa do niej przemówić nie śmiał, ani nawet spojrzeć na nią. Ona też