Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/067

Ta strona została uwierzytelniona.

dziewczęciu siadać, to za drzwi precz iść i powracać.
Zniemczałemu dworowi wielkopolskiego księcia, wszystko się to może śmiesznem wydawało, ale ciotka i baby, gdy się rozgospodarowały i rządzić zaczęły, na śmieszki nie zważały wcale.
W ciągu tych śpiewów i chodów, Przemko razy kilka stawać musiał przy Lukierdzie, coś do niej przemówić, rękę jej ująć. — Ta była jak lód zimna, a gdy księżniczka odpowiadać musiała, głos jej tak był cichy i łzawy, iż go prawie nie mógł dosłyszeć. —
Późno się to w noc skończyło. — Kilka razy Przemko spojrzał w te niebieskie oczy łzawe i ona trwożliwie spotkała się z jego wzrokiem. — Oboje jakby przestraszeni drżeli.
Książe, który zawczasu do lada dziewczęcia taką miał pokusę, że wszystkie przed nim uciekały, dla tej ślicznej swej narzeczonej prawie wstręt okazywał.
Zdawało mu się, że go mrozem wzrok jej oblewał — ona płakała mimowolnie, gdy patrzał na nią...
Po tym wieczorem mężczyzni sami zostali jeszcze za stołem z pieśniami i żarty — których i Przemko słuchać musiał.
Wojewoda Przedpełk namawiał do tego, aby weselszą myśl obudzić.
Ozwały się piosnki po troszę swawolne, ru-