Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/069

Ta strona została uwierzytelniona.

przed nią! A żebyście głos jej posłyszeli kiedy zaśpiewa... chyba aniołowie w niebie panu Bogu tak pieją!
Przemko milczał sparty na ręku. Im bardziej mu ją chwalono, tem się wydawała wstrętliwszą, niewiedzieć dla czego.
— Panku mój, — ciągnął Kluska dalej — napij bo się wina! Dziś trzeba ci koniecznie śmiać się i wesołym być. Księżniczka za dwoje płacze, bo jej tak prawo każe. Jej by nie przystało się radować kiedy dziadusia opuścić musi a wianuszek utracić... E! wianuszek ów złoty!
Chcąc się zbyć natręta Przemko, rzucił garbusowi garstkę pieniędzy, które on wsypał do toboły dużej, na plecach zawieszonej, ale nie ustępywał.
— Zabierzecie nam z zamku, zabierzecie co najlepszego było — mówił smutnie. — Patrzajcież gdy wieść będziecie gołąbkę, aby słońce nie przypiekło bo się roztopić może, aby wiatr nie zawiał, bo się we mgłę rozpłynie... My tu na nią chuchali, my tu ją tak kochali...
— Nie bójcie się, — odezwał się Wojewoda ze strony — znajdzie ona i u nas miłość i chuchanie. Strzedz będziemy kwiatuszka, a posadziemy go na pięknym, wysokim zamku.
— Ale! ale — odparł Kluska — choćbyście ją w złoto i djamenty oprawili, tak jej jak u nas niebędzie — jeśli jak my jej nie umiłujecie...