— A! ty, kruku przeklęty co nawet na swadźbę krakasz — krzyknął. — Stulże ty mi dziób zaraz!
Oburącz chwycił się za twarz Kluska, spełniając rozkaz, a oczy takie wlepił w starego, że on od niego wzrok odwrócić musiał.
Wesołek po chwili mruczał znowu.
— Nie było jej przed czasem swatać! nie było! Niechby pączek rozkwitnął, niechby my się nim pocieszyli.
Barwin stary ręką powiódł po czole, milczał niechcąc nawet odpowiadać błaznowi, co się na kaznodzieję przerobił.
— Piękny panek! młody, a pyszny! Kapie z niego złoto — znać, że ziemi dużo będzie miał, ale czy tyle szczęścia? Pogrobek on jest, a pogrobkom różno bywa...
Książe stary kopnął go nogą. Kluska zamilkł. Z cicha potem zaczął jakąś piosenkę zawodzić.
Żal mu się już zrobiło starego, któremu dokuczył i przypomniawszy sobie śpiewkę z dawnych czasów, której Barwin słuchając zawsze się rozpłakał, a po łzach mu potem lżej było — ją zaśpiewał.
Stary posłuchawszy, łagodniej spojrzał na błazna, czoło mu się wypogadzać zaczęło. Cichym głosem, drżącym a łzawym nucił niewyraźnie Kluska.
Ale oni we dwu i tę nutę ledwie pochwyconą
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/072
Ta strona została uwierzytelniona.