Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/073

Ta strona została uwierzytelniona.

i słowa jej nie dosłyszane rozumieli a łzy się im obu toczyły...
Długo, długo odzywała się pieśń ta, którą czasem z podwórców dolatujące przerywały okrzyki, aż stary pan i sługa stary usnęli jeden na wezgłowiu, drugi u nóg jego na podłodze...
I przespali tak dziewiczy wieczór, a gdy nad ranem przebudzili się, w zamku po nocnej biesiadzie wszystko twardym snem ujęte leżało.