Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/074

Ta strona została uwierzytelniona.



IV.


Skwarny dzień był Lipcowy, niebo wypogodzone miało barwę dni letnich płową od gorąca i jakby oparami przyćmioną. Słońce zniżając się ku zachodowi, pozbawione promieni, toczyło się jak krwawa kula, wkrótce mając w pościeli mglistej zatonąć.
Straszne swą rubinową czerwonością, płynęło powoli, stało, patrzało na ziemię zakrwawioną źrenicą, a ludzie trwożyli się tem obliczem rozgorzałem, które według nich, gniew jakiś zwiastowało.
Słonko gniewało się na ziemię.
Stare niewiasty, brody popodpierawszy na wyschłych rękach, potrząsały siwemi głowami, wiedziały one, że takie w posoce umyte słońce, prorokowało zawsze — mord, krew, pożogi, wojnę.