Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/075

Ta strona została uwierzytelniona.

A dla czegóż właśnie tego siódmego Lipca, pokazało się z takiem rozpłomienionem obliczem? gdy w Poznaniu oczekiwano na młodą księżnę, którą książe Przemko ze Szczecina przywoził? Nawet duchowni skłonni byli widzieć w tem jakąś przestrogę, palec Boży — i stali posępni, poszeptując modlitewki.
Stara Krywicha stojąc przed dworkiem swoim z babą Wojtkową, nie mówiła nic, bały się, aby nie były podsłuchane, lecz coraz to spozierały ku słońcu, to na siebie, a zaciskały usta, a głowy się im kołysały znacząco.
Skwar nie zmniejszał się mimo wieczora, owszem teraz coraz ciężej jakoś oddychać było; a tu całe miasto wysypało się w ciasne, kręte uliczki, na podwórka, na wały, na rynki, nad rzekę, na gościniec wiodący od Szczecina, bo każdy chciał młodą panią zobaczyć.
Na wieży zamkowego kościoła stał strażnik postawiony tam po południu zaraz, który miał dać znać chorągwią, jakby tylko orszak zdala zobaczył. I miano wnet we wszystkie uderzyć dzwony.
Na wałach zamkowych, gotując się wyjechać na przyjęcie z orszakiem wspaniałym, siedział pot ocierając z czoła książe Bolesław Kaliski, rad, że to małżeństwo doprowadził do skutku.
Przy kościele stało duchowieństwo w komżach i kapach, sam na czele jego sędziwy Biskup Mi-