Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/084

Ta strona została uwierzytelniona.

Lukierda strwożyła się i drżeć mocniej zaczęła, ale Orcha podbiegłszy, za drzwiami usłyszała głosy niewieście.
Był to nowy dwór księżnej, który się dobijał do swej pani.
Na czele jego szła ochmistrzyni, zamaszysta i otyła, cała we wstęgach i galonach, znana we dworze niemka Berta, która za czasów królowej Elżbiety dziewką przy niej była. Wyszczekana, zła, zazdrosna, chciwa, zalotna jeszcze choć jej lat czterdzieści przeszło, pewna siebie bo miała u Przemka łaski — parła się dumna, dopominając praw swoich... Mówiono o niej, że księciu się zasługiwała, mimo duchownych i wojewody, pomagając do pokątnych miłostek.
Berta już się znała z Miną. Szła do swej nowej pani, uprzedzona przeciw niej, na piastunkę gniewna, że się jej tu wdzierała, wiodąc za sobą sześć dziewcząt służebnych, dobranych tak krasą i zdrowiem aby panią zaćmiły... Wszystkie one patrzały dziko, zuchwale, śmiało.
Orcha chciała im wzbronić wstępu, gdy samowolna Bertocha poparła drzwi z całej siły i gwałtem wtargnęła do sypialni, poczynając od głośnej kłótni.
— Cóż to? nie wiecie, że ja tu za rozkazaniem książęcym starszą jestem? — krzyknęła, biorąc się w boki. — Tu nie ma prawa nikt około pani mej chodzić, krom mnie i sług...