Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/088

Ta strona została uwierzytelniona.

z nim co zechcesz... Zawsze straszne pierwsze doby...
Uspokój się, gołąbko moja! zaśnij, zaśpij...
— Nie mogę! serce mi bije. Ty nie wiesz — mówiła księżna po cichu — ja się go bardzo boję! Młody i piękny jest, ale ja jego, on mnie nigdy miłować nie będzie. Czuję.. jakby ściana z kamienia stoi między nim a mną.. gdy spojrzy na mnie, jakby się odgrażał, gdy się uśmiechnie zębami zgrzyta...
A! Orcho, ja się go boję!
— A! a! — wciąż ją przyciskając i głaszcząc szeptała piastunka. — Tak zawsze pierwszych dni bywa! Mężczyzna się wydaje wrogiem, ale potem, niewolnikiem się stanie. Tylko mu bądź wesołą, dobrą, łaskawą, pokłoni się, posłusznym będzie. A nie pomoże nic, damy mu ziele pić.. i węzełek od sukni oderwać mu trzeba a nosić przy sobie u piersi, na sercu...
— Nie! nie! — opierała się Lukierda — nie pomoże nic! Ja to czuję... Boję się go! Gdy ręki jego dotknę, dreszcz mnie przechodzi, serce bić ustaje...
Piastunka mówić jej dłużej nie dała.
Szepty możeby się przeciągnęły jeszcze, ale Bertocha drzwi otwarła, wniosła drugi kaganek, postawiła na ławie, a sama dla siebie słać poczęła u drzwi.
Chciała pozostać na straży, dopókiby Pan nie