Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/093

Ta strona została uwierzytelniona.

ręba. — Niewarta tego niemka, aby dla niej książęca córka łzy wylewała, a na was pluły ludzkie języki. Dajcie ją komu, niech precz idzie ztąd. Nieszczęście urośnie z tego.
Przemko obojętnie głowę sobie zakrywał.
— Milczże — odezwał się w końcu — milcz! Robię co chcę i czynić będę co mi się podoba. Tobie do tego nic — nic nikomu!
Zaręba popatrzał nań, zawrócił się milczący i poszedł precz.
W Przemku zuchwalstwo sługi wrzało gniewem, uspokoić się nie mógł i zasnąć. Obawiał się, aby go stryj nie poszlakował, ludzie mu nie donosili, gniewał na siebie i na wszystkich...
— Narzucili mi żonę! — mruczał przewracając się na łożu — będzie miała izby książęce i imię książęce, ale mnie nie będzie miała. Kto mnie zmusić może abym tego trupa miłował?
U drzwi zaszeleściało coś, zerwał się książe. Z kagankiem w ręku wchodziła czy spodziewając się czy nie wiedząc że go tu znajdzie, Bertocha.
Spostrzegłszy go zaśmiała się szydersko.
Przemko marszczył się już.
— Nie potrzebuję nic — zawarczał — precz idź!
Bertocha głową potrzęsła wskazując ku izbom Lukierdy, że tam jego miejsce było. Książe usta dumnie podniósł.
— Ty idź tam! — rzekł — idź! pilnuj! Spocznę...