Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/096

Ta strona została uwierzytelniona.

wo do Lukierdy, która mu nieśmiało i cicho odpowiadała i co prędzej wychodził.
Widząc trwającą tę obojętność, Orcha zalewała się łzami, ale składała ją na to, że i Lukierda nadto była nieśmiałą, a mało mu serca okazywała.
Bertocha pilne na wszystko mając oko, urządzała zawsze tak, aby Przemkowi dogodzić, uwolnić go co rychlej, a Lukierdzie dać uczuć, że bez jej pomocy męża sobie nie pozyska.
Rachuba jednak na skutek tej groźby, chybiła. Powzięła więc ochmistrzyni nienawiść wielką i do pani i do Orchy, której pozbyć się postanowiła.
— Dopóki to babsko tu siedzieć będzie, ja nic nie zrobię — mówiła sobie, — pozbyć się trzeba czarownicy.. Po co nam tu obca, albo nas sług mało? Czy to nam wiary nie dają?
Na zamku był zjazd jeszcze i książe Bolesław do Kalisza nie powrócił, gdy zabiegliwa Bertocha weszła do niego jednego rana.
Nie lubił jej stary, podejrzywając o pomoc w miłostkach, ale baba przypochlebiać się umiała.
Wsunęła się do izby pokornie, z twarzą posępną.
— A! Co tam powie Bertocha? — ozwał się książe. — Możem wam nie piękną dał młodą panią? A co?