Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/097

Ta strona została uwierzytelniona.

— O! miłościwy książe — przemówiła sługa — nie ma co przeciw niej powiedzieć! Piękna pani i młoda, bardzo śliczna, a co po tym, kiedy ona z mężem.. przystać jakoś do siebie nie mogą.
Pokręciła głową.
— Jakto? — pochwycił Bolesław — czemu?
— Albo ja wiem! Niech miłość wasza kogo chce pyta! W tem jest jakieś licho, czar jakiś, zadanie. No — bodajbym ja nie zgadła zkąd ono pochodzi, — ciągnęła głos zniżając tajemniczo Bertocha. — Ja, proszę miłości maszej[1], nie darmo lat tyle żyję na świecie; znam dużo i przeczuję...
Zbliżała się coraz do księcia, przybierając smętną a wielce zakłopotaną minę.
— Po co księżna tu z sobą przywiozła piastunkę starą? To jest czarownica! Z oczów jej to patrzy! Do kościoła nie chodzi — ziołami jakiemiś panią poi...
Książę słuchał z obawą razem i niedowierzaniem.

— Tej baby się potrzeba zbyć koniecznie, szeptała Bertocha. Ma swoją mądrość! Dziecka żałuje, dla tego od niej męża odpycha.. prawda, księżna słabowita, wątła, ale takim małżeństwo służy, a póki ona tu — nic nie będzie. Jam tego doszła, że ona ich zdala trzyma od siebie... Zazdrosna zwyczajnie jak piastunka. — Odstręcza

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – waszej.