Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

Niechno ja przy niej zostanę, będzie wszystko inaczej.
Ale Przemko nadąsany słuchać jej nie chciał.
Turniej odbył się bez księżnej.
Księciu na nim nie bardzo się poszczęściło. Sam on przeciw sobie kazał wystąpić Zarębie. Starli się w szrankach tak nieszczęśliwie iż książe został z siodła podniesiony, zachwiał się i o mało nie upadł.
Przeciwko prawom szrankowym, niemiec podbiegłszy, podparł go i zsunąć się nie dał. Przemko w tej chwili Zarębę niespodziewającego się już ciosu pchnął tak silnie pod pachę, że z koniem razem go obalił.
Zwyciężył w prawdzie, ale widzieli wszyscy iż Przemko nie praw był, a gdyby się to innemu trafiło, Sędzia by go potępił. Uszło to panu; ale sam on czuł się pokonanym i gniew przeciwko Zarębie wzmógł się jeszcze.
Stłuczonego mocno wyniesiono ze szranków dworzanina, który słowa nie rzekł, ani się poskarżył.
Nadbiegł zaraz przyjaciel Nałęcz, i powlekli się, gdy do siebie przyszedł, razem do izby, którą na zamku zajmowali. Kulał Zaręba nie mówiąc nic i nie narzekając na to, że go pokrzywdzono.
Trzeba było zaraz rozdziać go ze zbroi i zwołać[1] babę, ażeby radziła na silne potłuczenie.

Rany wprawdzie nie było, ale krew nabiegła

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – zawołać.