nię, okrom księdza na spowiedzi. Kto mi się w najmniejszym sprzeciwi, tego tu cierpieć nie będę. Nie zapominajcie, że starego Mieszka krew we mnie płynie.
Panem chcę być, a jako pan wszędzie górę mieć muszę — i na turnieju! Dla pospolitego człowieka goniąc z koniem paść, niesławy nie ma, książęciu na urągowisko ludzi być zwyciężonym — nie godzi się... Powiesz, że prawa turniejowe zachowane nie były — dla mnie praw nie ma — ja prawa daję!...
Wynagrodzę cię Zaręba!
— Rycerzowi za niesławę się nie płaci! — odparł leżący.
— Ja mówię, że niesławy nie ma! — odparł książe. — Nagrodę turniejową odstąpiłem dla ciebie — ale mnie paść nie przystało!
Zaręba westchnął.
— Dobrze to ze mną, — rzekł — com W. Miłości sługą, ale w innym turnieju a w wojnie, losy niepewne. Daj Boże, aby i tam Was niemiec jaki podtrzymał.
— Ty sam — odezwał się książe, — gdy ci żal ten odejdzie trzymać mnię będziesz. Dziś sierdzisz się i gniew ci rozum odejmuje. Potem ci serce do mnie powróci.
To powiedziawszy wyszedł książe, a dwaj przyjaciele zostali sami, i długo siedzieli milczący.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.