Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

Mawiał czasem z pogardą, że w Szczecińskich wodach, rybę złowił, która zimną krew miała.
Gdy przychodził do niej z Miną się powaśniwszy i dłużej zasiedział, boleśnie się z jej prostaczych obyczajów, ulubionych pieśni i mowy naigrawał.
Kraśniała słuchając i słowa mu nie odpowiadając Lukierda, łzy się jej na krośna toczyły, a dojrzał je Przemko, to się i za płacz gniewał.
Z początku o owej miłośnicy na zamku mieszkającej nic nie wiedziała księżna — umyślnie o niej zaczęto Orsze rozpowiadać. — Piastunka swej pani donosić o tem niechciała, najgoręcej pragnąc zbliżyć do siebie małżeństwo. — Ale cokolwiek ku temu zrobiła, obracało się na przekorę...
Nie mogąc przez piastunkę księżnę zawiadomić o niemce, Bertocha, dobrawszy chwilę, sama do niej poszła z językiem. Uczyniła sobie twarz miłosierną, udała litość wielką, wzdychając i żaląc się nad losem pani, iż miłości męża nie miała. Po cichu zwierzyła jej, jaka tego była przyczyna.
Zarumieniła się słuchając Lukierda, chciała przerwać i nie dać dokończyć, ale Bertocha na swem postawiła i wyśpiewała wszystko, nawet że Mina była na zamku i kiedy książe do niej chadzał.
Gdy odeszła zapłakała księżna, a Orcha za-