stawszy ją we łzach, domyśliła się przyczyny. Powiedziała piastunce wiernie co słyszała.
— A! ja o tem dawno wiem! — zawołała Orcha — ale cóż nam radzić na to? Po co się tem męczyć! Ona tu od nas starsza!
W dziedzińcu potem raz przechadzającą się i pyszniącą pięknością swoją pokazała Bertocha Minę swej pani.
Lukierda więdła, bladła, chorzała, a ta kwitła jak róża, urągając się swą świeżą młodością zawcześnie starzejącej pani.
Na białej twarzyczce księżnej łzy poorały marszczki, oczy miała wypłakane, kaślała i słabła. Tęsknica ją dusiła. Zamykała nieraz oczy, aby choć myślą się przenieść na swój świat dawny wesoły i swobodny.
Wrócić do niego byłoby dla niej szczęściem największem, uciec pieszo, jak małżonka księcia Henryka Łysego — ale strzeżono ją pilno. Tu trzeba było schnąć i powoli umierać.
W tym roku długo spoczywający książe Przemysław, któremu tęskno było, że wojować z kim nie miał, znalazł przecież sposobność wynijść z domu i rycerzy swych wyprowadzić w pole.
Henryk Łysy[1], Rogatką zwany, wichrzyciel, który nigdy spokojnie usiedzieć nie umiał, a rwał się po pijanemu, aby wyrwać z tej nędzy w jaką popadł, bo często konia pod siodło nie miał, chleba mu brakło, a miasta i ziemie za lada co
- ↑ Przydomek Rogatka nosił Bolesław Łysy, nie Henryk Łysy.