Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

dobry towarzysz, słuchać tłustych ich żartów, śmiać się, pić z niemi, a choć czasem którego, gdy go obraził, zbić kazał albo i obwiesić — niemcy mu tego za złe nie brali. Włóczęgi te, obce sobie, nie tak się kupy trzymali, by jeden zbyt gorąco za drugiego się ujmował.
Pół dnia tak czasem w podwórzu albo na wałach, na próżnej beczce siadłszy, grajka u nóg posadziwszy, trawił Łysy między żołdakami, dopóki mu się za Sonką Dorenową nie zatęskniło, albo drzemać nie zachciało. Naówczas grajka z sobą ciągnąc, który go poprzedzał, na zamek powracał.
Zrana Dorenowa była sama, bo chłopiec jej, synalek już spory, urwisował też między knechtami. Leżała spoczywając a niewiasty koło niej jak przy chorej chodziły, bo sługami otaczać się lubiła, aby za księżnę uchodziła.
Opryskliwa, sroga, dziwaczna, dla pokazania swej mocy, dziewki kazała chłostać, a dobrego słowa nikomu nie dała.
Naśladowała w tem Łysego, który szydził, śmiał się, a nagle potem wściekał, bił i wieszał, gdy mu innej zabrakło zabawy.
Gdy Mina weszła, właśnie trzymała dziewkę za kosę, a policzki jej czerwone świadczyły, że podniesiona ręka pół-księżnej nie próżnowała. Zobaczywszy obcą, popchnęła sługę i starszej co obok stała dała rozkaz, aby ją ochłostano.