Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.

W izbie kochanki książęcej było dosyć pokaźno, bo się świeżych łupów część jej dostała; ale nie dawno jeszcze ściany były odarte, skrzynie wypróżnione, bo przed wojną wszystko pozastawiano.
Sonka rada była i dumna ze zwycięstwa Łysego, obiecującego, że się próżny skarbiec zapełni.
Zmiarkowała Mina, że kobiecie dumnej przypochlebić się trzeba było — przystąpiła więc do niej z pokorą i wdzięcząc się.
— Wyście tu, miłościwa pani, prawdziwa księżna — rzekła. — Winnam wam tylko, że mojego pana z lochu dobyto, niechże Bóg wam za to zapłaci! Macie dobre, wspaniałe serce książęce! Wy u Henryka możecie co zechcecie!
— Pewnie, że zrobię co zechcę! — odpowiedziała śmiejąc się i podnosząc nieco Dorenowa która włosy piękne, w nieładzie rozpuszczone, zawiązywała...
— A! jakie wy śliczne włosy macie! — dodała Mina. — Nie dziw, że wasz stary głowę dla takiej piękności traci, któżby nie oszalał dla niej!
Sonka uśmiechała się i pyszniła.
— A! ty, pochlebnico! — mruczała.
— Księżno ty moja, ciebieby i królową nazwać się godziło — ciągnęła dalej niemka — bądź do końca miłosierną jakeś poczęła! Dopomóż mnie nieszczęśliwej! Mnie trzeba koniecznie mojego biednego pana wyzwolić!