Książe choć podpiwszy, jedno miał ciągle na ustach.
— Ziemi musi mi dać!
Od tego nie odstępował. — Tymczasem by się pozbyć natrętnej, grajkowi usypiającemu ze znużenia, klątwami i groźbami coraz oczy otwierał.
Nie wymogła nic na nim kochanka, bo pomrukiwał ciągle.
— Ziemi i grzywien!
Skarbiec u niego bogaty, ojciec skąpy był, na kościoły nie rozdał wszystkiego, kaliski stryjek mu przysporzył mienia... Muszą dać!!
Sonka namówić chciała, aby się jakim tysiącem grzywien dał wykupić, ale Henryk ogromnym kułakiem uderzywszy o krawędź łoża, zaklął się, że bez ziemi nie będzie nic.
— Każdy z tych jeńców musi mi dać po kawałku! Ani Czeski król, ani Cesarz nie pomoże, bo ja się ich obu nie boję, dam ich pościnać, kiedy w ręku mam! Albo głodem zamorzę!
Głaskała go Sonka próżno, nie dał się ugłaskać.
Wkrótce potem wtoczył się Henryk Otyły, syn Łysego, zwyciężca, któremu ojciec zawdzięczał książąt niewolę. — Krzyknął nań, aby do Przemka szedł i oznajmił mu, że bez ziemi się nie uwolni, a i grzywien dopłacić musi.
Otyły miał mir u ojca, a sprawa obu, jedną była. Silniejszy i trzeźwiejszego umysłu był. — Głową potrząsł.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/134
Ta strona została uwierzytelniona.