Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tysiąc grzywien! — powtórzył żyd zadumany — zkąd wziąć tyle srebra! Zbierać trzeba, chodzić trzeba... żebrać trzeba! Tysiąc grzywien! Dla naszego księcia! Ten będzie każdą grzywnę brakować, każdy grosz ważyć... — patrzeć czyj on i gdzie bity... — Srebro probować!!
— Nagroda będzie książęca! dodała Mina niecierpliwie.
Nastąpiła chwila milczenia i namysłu. Oczyma Juda pytał o tę nagrodę, zdawał się wątpić o niej, a razem jej pożądać.
Mina nalegała ażeby, jeżeli chce, sam nagrodę oznaczył. Pilno jej było.
Juda patrzał w ziemię, zżymał plecami. Wszystko to odbywało się pod wrotami, a choć układy przeciągnęły się, Juda nie miał ochoty wprowadzać niewiasty nieznanej do wnętrza.
Hans, któremu noga zbolała, sparłszy się o furtę stękał.
Dziewczyna po raz drugi domagała się o warunki.
Żyd westchnął ciężko, zaprzysiągł, że takich pieniędzy niema i nigdy ich nie miał w życiu, musiał by je chyba ściągać, szukać, pożyczać — a i tak, w całej Lignicy o tysiąc grzywien trudno było.
Mówiąc to jednak nie odchodził, nie zrywał rozmowy.
— Hans! — zawołała zniecierpliwiona Mina,