Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

jej w czem posłużyć i przynieść pociechę jaką, lękali się na siebie i na nią ściągnąć oczów.
Bertosze tylko tego było potrzeba, aby Lukierdę o co obwinić mogła.
Gotową była drzwi im otworzyć, wprowadzić, pośredniczyć, aby zaskarżyć i zgubić.
Zaręba, który od pierwszej chwili gdy ją ujrzał, gorąco był w księżnie rozmiłowany, choć się z tego nie zwierzał nikomu, oprócz Nałęcza, nie śmiał się zbliżyć do niej, Orchy nawet unikając, i śledząc tylko zdaleka lub przez drugich podszeptując przestrogi.
Zręczny dosyć, niedając znać po sobie, iż księżnę miał na myśli ciągle, posługiwał się tak innemi, aby jej dopomódz, sam zawsze kryjąc się za nich.
Orcha jedna domyślała się w nim tej życzliwości i rada była, że się choć jedna dusza przyjazna znalazła na dworze, ale i ona z obawy posądzeń, unikała od Zaręby. Prawie cały dwór zresztą trzymał z Bertochą i Miną, które go sobie różnie ujmować umiały.
Spisek na pozbycie się zawadzającej wszystkim piastunki dojrzewał.
Mina zapowiadała od dawna, że ona się na służbę do księżnej dostać musi... Mówiąc to mrugała oczyma i dawała poznać jak służyć jej będzie!
Kilka razy już o to księcia zagadywała.