Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.

wając się polepszenia jego. Po cichu tłumaczył jej to, że dla dobra Lukierdy, nie godziło mu się zbyt jawnie brać jej stronę... Pokryjomu i cicho przestrzegał gdy co groziło.
W ciągu kilku miesięcy zdawał się być jednym z największych mocarzy na dworze. Nikt się bez niego obejść nie mógł, chwalili go wszyscy, on też każdego.
Po powrocie księcia on pierwszy przyszedł Bogu dzięki składając iż dobrego pana wyzwolił.
Opowiadał potem jak wszyscy tu łzy leli po nim, modląc się za jego oswobodzenie, ile mszy na tę intencję odprawiało się w zamkowym kościele, jak lud pospolity jęczał i t. p.
O Minie, która tego wyzwolenia narzędziem była, nie wspomniał wcale ks. Teodoryk, bo nigdy o niej nie mówił z kisięciem...
Przemko w zapale pierwszej chwili, napomknął otwarcie iż jej był winien uwolnienie, czego Teodoryk zdawał się nie rozumieć. Wyrwało mu się też jakieś wyrażenie o Lukierdzie niepochlebne, ale i to przeszło nieposłyszane przez ojca duchownego.
Teraz położenie Lektora coraz się trudniejszem stawało, Bolesław kaliski nalegał nań, aby powagą swą przejednał i zbliżył małżonków. Ks. Teodoryk szeptał, że to wymagało czasu.
Nie czynił nic.