z duchownych żalić się chciała nieszczęśliwa. Nie wątpiła już, że starej piastunce coś się stać musiało.
Ks. Teodoryk w istocie znajdował się w kościele, ale w ślad za księżną pobiegła Bertocha wprost do zakrystyi. Zaraz po mszy zaprosiła do siebie Lukierda Lektora. Ten przyszedłszy znalazł tu już stojącą w progu i narzucającą się ciągle niemkę.
Księżna ze łzami w oczach zaczęła przed Teodorykiem żale rozwodzić. — Ten słuchał z politowaniem dwuznacznem, zakłopotany, starając się ją uspokoić.
Wtem Bertocha, wtrąciła się do rozmowy, głosem krzykliwym, nie zważając na panią.
— Niewielka szkoda, żeśmy się pozbyli baby pijaczki i czarownicy — Niema co za nią przepadać. — Co za dziw, że zginęła gdzieś? Polazła po nocy, zatoczyła się gdzieś w rów i utopiła pewnie...
— Orcha nigdy pijaną nie była! — zawołała księżna.
Zamiast odpowiedzi niemka się urągliwie śmiać poczęła.
Ks. Teodoryk słuchał milcząc ze spuszczonemi oczyma, pół gębkiem potem przyrzekając, że się postara aby Orchy szukano.. Ale z mowy jego poznać było łatwo, że sprawy zbyt do serca nie weźmie, a z nikim się o nią zadzierać nie zechce.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.