Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.

nie jak dawniej ją witając. — Chłodny był i obojętny.
Mina przystąpiła doń z zuchwałością, do której nawykła — ale odpychał ją jakąś dumą, której nabrał w niewoli. Człowiek był inny — zestarzał.
Nie mogąc go poruszyć niemka, płakać poczęła, lecz i łzy nie poskutkowały. Myślał o czem innem, na ostatek, napastowany łzami, pogniewał się i precz iść chciał gdy go uściskiem strzymała.
Czułość ta nie uczyniła wrażenia, patrzał surowo i choć pozostał, nie rozmarszczył się.
Nie był to już dawny Przemko namiętny, zalotność, płacz, gniewy znosił z lekceważeniem.
Gdy po krótkim pobycie wyszedł, Mina rękami oczy sobie zasłoniła — była w rozpaczy.
— Ona, księżna ta przeklęta winna wszystkiemu! — zawołała. — ma litość nad nią! Póki ona żywa, nie będzie końca...
Padła z rękami pościskanemi na łóżko...
Przemysław jak krótko litość uczuł nad żoną, której widoczna choroba wstręt w nim budziła, tak mniej jeszcze dał się ująć napaściom dawnej kochanki...
Inne myśli napełniały mu głowę i burzyły się w piersiach. — Sięgał niemi wyżej i dalej nad ten grodek na którym siedział, i w którym ciasno mu było.