Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

odwróć, panie mój, odemnie te kielich razem nęcący a straszny.. Godniejszego wybierzcie...
— Nie znam od was godniejszego!
Spojrzał nań wyzywająco.
— Jedźcie, księże Wincenty!
— Pojadę! — odparł skłaniając głową Kanclerz.
— Oprócz Tylona, który listy wam wyda — odezwał się prędko i wesoło Przemko — nikt wiedzieć niema dokąd i z czem jedziecie. Niechaj sądzą, że do Trewiru ślę was po relikwije, albo do Kolonji po leki dla żony słabej.
Ks. Teodoryk mąż zacny, ale i on wiedzieć nie potrzebuje, co zaszło między nami.
Na tem dokończył książe.
Byli już daleko od miasta.
— Wy księże Wincenty — rzekł Przemysław zatrzymując się — wracajcie sami do Poznania. Tylonowi pod pieczęcią spowiedzi zwierzenia com wam rzekł, niech, zamknąwszy się listy do Papieża gotuje, ja pojadę do Gniezna, do grobu Ś. Wojciecha, pomodlić się, aby Bóg za przyczyną jego, koronie zardzewiałej dawny blask przywrócił.
Rzekł i zostawując kanclerza samego z jednym pachołkiem, któremu towarzyszyć kazał, sam szybko popędził w stronę Gniezna.
Kanclerz zostawszy sam, długo nie mógł zebrać myśli powikłanych.
Tenli to był pan płochy a w przepychu próżnym zamiłowany, którego znał dotąd? lekki ów ko-