Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/192

Ta strona została uwierzytelniona.

chanek Miny, zaniedbujący żony, szukający pobocznych miłośnic, łatwowiernie dający się brać w sidła lada Ślązakowi?.. czy nowy człowiek, który nagle ożywił to ciało?
Ks. Wincenty zbierał w pamięci co słyszał, dziwił się, nie dowierzał. Jutro miała w nim mieszkać taż sama myśl czy — było to tylko wieczorne marzenie, o którem przez noc zapomni?
Dziwił go i sąd wyrzeczony o ojcu duchownym ks. Teodoryku. Znał go spokojny a poważny ks. Wincenty, jako człowieka przebiegłości pełnego i przebiegłością zbytnią a powolnością jednającego wszystkich, nie budzącego ufności w nikim — lecz sąd o nim pana zdumiewał go. Był pewien, że go potrafił ująć uniżonością swoją.
W tych myślach na wpół posłannictwu swojemu rad, wpół niem przelękły, powrócił późno do Poznania i natychmiast udał się do ks. Tylona.
Tylon, stylista, którego całą mądrość stanowiło pisanie gładkie listów na pargaminie i ciągnięcie z nich korzyści, człowiek nie zbyt bystrego rozumu, ale wielkiego rozumienia o sobie; interesów pana swojego zdradzić nie mógł, z samej obawy stracenia urzędu. Powierzyć mu więc tajemnicę można było.
Gdy sam na sam we dwu znaleźli się w jego mieszkaniu przy małej lampce oliwnej, Tylon uderzony przybyciem kanclerza, przełożonego swo-