Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.

jego, o tej godzinie, uląkł się nieco. Na twarzy ks. Wincentego stało wypisane, iż z niemałej wagi sprawą przybywał.
Tylon pospieszył do progu przeciw niemu.
— W. Miłość mogliście mnie powołać do siebie — rzekł ściskając go — byłbym pospieszył! Jest li co pilnego? Mam wygotować pismo jakie na jutro? Choć w nocy nie dobrze już oczy służą, gotówem!
Ks. Wincenty rękami piersi ucisnął, tak był wzruszony i zmęczony.
— Naprzód, — rzekł — drzwi obejrzyjcie, abyśmy podsłuchani nie byli. — Przychodzę do was z rozkazem księcia. —
Po obejrzeniu drzwi i sieni, zaryglowaniu się wewnątrz, począł ks. Wincenty opowiadać o swej z Przemysławem rozmowie i podróży do Rzymu...
Chociaż ks. Pisarz bacznie się po domu rozpatrywał i ręczył, że nikt podsłuchać ich nie może, stało się przeciwnie. Podejrzliwy Zaręba, który się lękał, aby księżnie się coś nie stało i aby przeciw niej nie spiskowano, podpatrzył i wycieczkę kanclerza z księciem i pospieszne jego przyjście do ks. Tylona po powrocie.
Nie wzdragał się podkraść do drzwi dla podsłuchów, i do drzwi się przytuliwszy tyle podchwycił, iż mowa była o podróży do Rzymu.
Zrodziło to w nim podejrzenie, iż nie po co