Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.

łał. — Wasza Miłość i Bożą pomstę i ludzką niechęć ściągniesz na siebie, dając w oczach swych, za wiedzą swą niewinną niewiastę, córę książęcą, zamęczać w śmierć!
— A tobie co do tego! — niepoczciwy jakiś — krzyknął Przemysław. — Coś to ty jej, brat, opiekun, czy kochanek?
Zaręba z największą namiętnością wybuchnął.
— Anim brat, ani swat, — zawołał, — alem człowiek, co litość ma! Na to patrzeć nie można co grzechem jest o pomstę do Boga wołającym!
— Milcz! ty! — zawołał napadając nań Przemysław...
— Milczeć nie mogę i nie będę — mówić muszę! — ciągnął z pasją największą Zaręba. — Książe nie chcesz widzieć tego, że ją niemki niepoczciwe zabijają, — a zdałeś ją na ich łaskę i niełaskę.. Tak! one ją zabiją! odgrażają się z tem i zrobią.. Wśród jej sług nie ma jednej poczciwej. Piastunkę, co ją strzegła zabili.. na jej gardło godzą!
Książe słuchał coraz się bardziej gniewem unosząc — przeciw słudze, który śmiał mu dawać nauki. Widać było jednak, że go ogarniał niepokój, który utaić się starał.
— Coś ty za jeden? — zamruczał — co? jak ty śmiesz stawić się prokuratorem księżnej? prosiła cię o to! Ty! Wiesz, że ja mam tu władzę najwyższą? Mnie nikt sądzić nie ma prawa!