Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/201

Ta strona została uwierzytelniona.

jej był — to jawna rzecz... Sam się zdradził. A książe ma cierpieć wiarołomną przy sobie, która na śmierć zasłużyła?
Obie z Bertochą żwawo się naradzać zaczęły.
Przez całą noc niemal na zamku snu nie było, biegano, słano, a pogonie zmęczone napróżno powracały.
Zbiegów pochwycić nie mogły.
Gdy księciu o tem dano znać, obojętnie skinął ręką, jakby już do tego wielkiej nie przywiązywał wagi. Rad był może, iż mu winowajca uszedł.
Lecz gniew w nim nie ustał jeszcze.
Następnego dnia gotując się z tego korzystać czekała nań Mina, ale nie przyszedł.
Nie był też u Lukierdy.
Księdzu Teodorykowi żywoty jakieś czytać sobie kazał i sam pozostał w izbach zamknięty.
Parę razy Bertocha próbowała dostać się do niego — nie pozwolił jej puszczać do siebie.
Do późnej nocy Mina czatowała w podwórcu czy się nie pokaże, aby mu zajść drogę — ale nie przestąpił progu.
Z szeptów namiętnych około siebie Lukierda domyślała się, że coś zaszło, lecz obojętna pytać nie chciała.
Żadna groźba dotknąć już jej nie mogła.
Umysł jej na poły obłąkany tem zerwaniem z rzeczywistością — w przeszłości i wspomnieniach szukał pociechy. Mieszkała w nich i z niemi,