Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.

— Życie nam z nią obrzydło — dodała Bertocha. — Dnia ni nocy spokojnej niema.. Głowy tracimy, bo jej nie dogodzić niczem!
Krzyków niewieścich nie mogąc znieść Przemysław, dał znak ręką, aby zamilkły i odszedł zagniewany.
Ks. Teodoryk, który zdala wszystko śledził, chcąc zbadać usposobienie księcia — bo się dorozumiewał z podróży kanclerza, iż o rozwód iść mogło — naprowadził wieczorną rozmowę na Lukierdę.
— Zdrowie miłościwej pani naszej — rzekł — w opłakanym stanie... Mówią wiele o sławnym lekarzu, który księżnie Gryfinie miał potomstwo obiecać, czyby go nie wezwać z Krakowa, aby radził księżnie naszej?
— Księżnie?? — odparł roztargniony Przemko, — księżnie?
— W oczach nam niknie i dogorywa — dodał ks. Teodoryk. — Wasza Miłość potrzebujesz matki rodu, potomstwa, a tu żadnej niema nadziei.
Na takie nieszczęśliwe związki monarchów w Rzymie względy mają.
Rzucił to słówko ks. Teodoryk, sądząc, że niem może dobędzie coś z księcia, którego, zdało mu się, że odgadnął. Przemysław jakby nie posłyszawszy nawet, czy nie chcąc rozumieć, odparł:
— We wszystkiem godzić się potrzeba z wolą Bożą...