Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Pogrobek tom I.djvu/205

Ta strona została uwierzytelniona.

Zbył go tem, co niemówiło nic, a nawet nie dozwalało odgadnąć co myślał.
Badanie nie powiodło się ks. Teodorykowi, ale nie wybiło mu z myśli tego, iż ks. Wincenty musiał dla rozwodu posłany być do Rzymu. Książe rad był może, iż go tak fałszywie posądzano.
Sprobował jeszcze ojciec duchowny litościwem słowem odezwać się o księżnie, sławiąc jej dobroć i pobożność, ale na to żadnej nie otrzymał odpowiedzi.
Mina krzątała się niespokojna, przypisując zawsze obojętność księcia politowaniu nad żoną. Uczucie to rosło tem więcej, im dłużej Przemysław unikał jej. Nigdy jeszcze nie trafiło się, aby na długo tak ją zaniedbał, tak widocznie ostygał dla niej. Oburzyła się na niego, odgrażała, zowiąc niewdzięcznym.
Stawała na czatach w miejscach, przez które zwykł był przechodzić, chcąc go gwałtem zaciągnąć do siebie, ale długo pochwycić nigdzie nie mogła.
Nareście wieczora jednego udało jej się zastąpić mu drogę.
— Cóż to — zawołała — mam już na pośmiewisko ludziom pozostać opuszczoną?
Przemko nie odpowiedział.
— Wy mnie znacie, że ja dobrą i złą być umiem! Ja się nie dam tak na śmiecisko wyrzucić.